• Na dobry dzień

    Królestwo mojego dzieciństwa

    Ulica Smolna 38, ostatnia z ciągu kamienic z podwórkiem typu studnia. Po wejściu w bramę podchodziłam do pierwszych drzwi po lewej. To były białe, ciężkie, dwuskrzydłowe drzwi z grubym szkłem. Przyciskałam guzik dzwonka osadzony w ozdobnej rozetce, na co z głębi mieszkania odzywało się donośne szczekanie Heksy. Za szybą pojawiał się zarys postaci, rozbitej na małe plamki. Otwierała zazwyczaj pani Zosia, wysoka, krzepka góralka z ciasno upiętymi kruczoczarnymi włosami, mama Adama, Ewy i Ludwiki, mojej szkolnej koleżanki. Po marmurowych schodkach wchodziło się do sieni. Jej podłoga była wyłożona pięknymi, także marmurowymi kaflami w wytarty wzór przypominający szachownicę, a pamiętający jeszcze przedwojenne czasy. Pachniało jabłkami, cynamonem, wanilią, zawsze jakimś ciastem. W…