Złoty klon
Drzewa na półwyspie rumienią się i coraz śmielej nakładają jesienne barwy. Jeszcze kilka dni temu stały całe w zieleni. Z naszego brzegu patrzyliśmy na szmaragdowe, szumiące morze ich koron, wśród których tylko jedna zdążyła się ozłocić. Roztaczała królewską, ciepłą poświatę i z daleka przykuwała wzrok. Był to klon.
Podziwiając go, myślałam o ludziach, którzy nie obawiają się być sobą, nawet jeśli oznacza to śmiałe wychodzenie przed szereg. Bycie innym niż otoczenie, ale za to w bezkompromisowej zgodzie ze sobą. Myślałam o tym, jak pięknie tacy ludzie potrafią zapalać innych ogniem inspiracji do podążania własną ścieżką, krok za krokiem, dalej i dalej.
Oni nie oglądają się na to, co ktoś może o nich pomyśleć, jaką notę im wystawić. I nie chodzi tu o ignorowanie innych czy wynoszenie się ponad nich. Jeśli ktoś wie, że jest twórcą swojego życia, to po prostu ma również świadomość, że w ostatecznym rozrachunku sam za nie odpowiada. Od okruszków codzienności po duże wybory i decyzje.
Jest w tych ludziach spokojna pewność, która sprawia, że nie redukują, nie umniejszają samych siebie do oczekiwań otoczenia. W naturalny sposób świecą własnymi kolorami, bez obaw, że są zbyt intensywne.
Mają solidnie wytyczone granice, dzięki czemu nie tracą czasu na obliczenia, czy ktoś może je przekroczyć i ile to będzie kosztować: czasu, energii, emocji, rozmyślań. Nikt nawet nie śmiałby kontrolować ich, wpuszczać w manipulacje czy poczucie winy. To oni są siłą, z którą trzeba się liczyć. Mądrą siłą, stawiającą na zdrowe, jasne i szczere relacje.
Jest coś imponującego w takiej odwadze bycia sobą. Klonem, który świeci z daleka, nawet jeśli wokół wciąż jeszcze jest zielono. Zresztą, dziś widzę, że obok tego dzielnego, pionierskiego drzewa zapalają się już także pozostałe, każde w swoim tempie.
Uśmiecham się do nich, kiedy tak stoją i pysznią się swoją urodą w tym nieskończenie pięknym momencie roku.
☀️🍃🍁
Dobrego dnia!


