Na dobry dzień

Gniazdo

Ciche popiskiwanie przechodzące w nagły rwetes, kiedy mama lub tata przylatują z tłustą gasienicą, świadczą o tym, że para szpaków doczekała się potomstwa. Uwiły gniazdo w budce lęgowej nad naszym balkonem. Wysoko i bezpiecznie. Po kilku tygodniach odchowywania maluchów rodzice wyprowadzają je do świata. Wylatują przed świtem, niepostrzeżenie, żeby zmylić czujne oczy drapieżników. W gnieździe, od rana do wieczora wypełnionym gwarem i życiem, nagle zapada martwa cisza.

Kiedy kilka lat temu ptaki po raz pierwszy opuściły założoną przez nas budkę, płakałam jak dziecko. Nad pustym gniazdem, do którego ptasia rodzina już nigdy nie wróci. Nad tym, że dla szpacząt skończył się pierwszy czas, kiedy jest się tak bardzo blisko. A najbardziej nad moim rodzinnym gniazdem, które rozbiło się, zanim zdążyliśmy je opuścić.

Gniazdo. Pierwsze miejsce, zapach mamy i taty. Poczucie, że jest bezpiecznie, bo jesteśmy razem. Bliskość, której dziecko potrzebuje jak tlenu.

Moje rodzinne gniazdo przetrwało tylko kilka lat. Ptaki przypomniały mi o tym, że w ogóle istniało. Nieporadnie uwite, chwiejne i dziurawe, ale takie wtedy było i dla mnie było wszystkim. Po raz pierwszy w życiu poczułam, jak bardzo mi żal, że nie udało się go utrzymać.

Wierzę w to, że łagodność jest drogą. Zawsze gdy pozwalam sobie pójść za tym, co domaga się zobaczenia, przychodzą obrazy i odczucia, które subtelnie przypominają o czymś fundamentalnym. Można nie słyszeć tego delikatnego pukania. Można zrobić wielki krok nad błahostką, która ma siłę nas zatrzymać i zmusić do patrzenia. Dobrze się nad nią pochylić. Zatrzymać się przy sobie. Prawda emocji przynosi wielką ulgę, kiedy dajemy jej głos.

•••
A ptasim maluchom, które o tej porze roku lecą do życia, dmucham pod skrzydła, na szczęście 🌿🐦‍⬛

Ilustracja: Loré Pemberton, Up with the Lark

Zostaw komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *