• Na dobry dzień

    Królestwo mojego dzieciństwa

    Ulica Smolna 38, ostatnia z ciągu kamienic z podwórkiem typu studnia. Po wejściu w bramę podchodziłam do pierwszych drzwi po lewej. To były białe, ciężkie, dwuskrzydłowe drzwi z grubym szkłem. Głęboko wciskałam czarny guziczek dzwonka osadzony w ozdobnej rozetce, na co z głębi mieszkania dobywało się donośne szczekanie Heksy. Za szybą pojawiał się zarys postaci, rozbitej na impresjonistyczne plamki. Otwierała zazwyczaj pani Zosia, wysoka, krzepka góralka z ciasno upiętymi kruczoczarnymi włosami. Mama Adama, Ewy i Ludwiki, mojej szkolnej koleżanki. Wiedziałam, że w tym domu czeka mnie ciepłe przyjęcie. Po marmurowych schodkach wchodziłam do sieni. Jej podłoga była wyłożona pięknymi, także marmurowymi kaflami w wytarty wzór przypominający szachownicę, a pamiętający jeszcze…

  • Okruszki dobra

    Córka

    Słowa mają magiczną moc, nawet te zupełnie zwyczajne. To, co dla kogoś jest chlebem powszednim, dla innego człowieka może się okazać wspaniałym i niespodziewanym prezentem. Przychodzi do mnie takie wspomnienie. Mama nigdy nie zwracała się do nas: „dziecko” „córko”, „córeczko”, „synu”, „synku”. Po prostu nie było takiego zwyczaju w naszej rodzinie. Zupełnie inaczej niż w domu siostry mojego dziadka, cioci Stanisławy, gdzie na świat przychodziły kolejne pokolenia kobiet. Pamiętam, że dawno temu ciocia Krysia, córka Stachy, właśnie w tym domu zwróciła się do mnie tak, jak zwracała się do własnych dzieci, czyli: „córko”. Usłyszałam to słowo i smakowałam je z wielką przyjemnością. Jak bardzo mnie wtedy ucieszyło! I jaką niespodziewaną…